Dobrawa – Kim była pierwsza polska historyczna księżniczka? Na temat pierwszej historycznej polskiej księżniczki jest tyle samo niepewności jak wobec wielu innych zagadnień tego okresu. W tym poście Mam prośbę czy ktoś mógł by ponómerować te wydarzenia ? -uwięzienie i skazanie zbyszka -wypadek zbyszka podczas polowania -pościg i odbicie Danusi ] -Małżeństwo Zbyszka I Jagienki uwolnienie Macka z niewoli - spotkanie w gospodzie i ślubowanie rycerskie Zbyszka -potyczka pod Nowym Kownem - Jazda do sprychowa z Danusią - Atak na posła pod Krakowem -Porwanie Danusi przez Następnie poszli do Juranda ze Spychowa - ojca Danusi, aby zapytać się, czy mogą się pobrać. Jurand nie wyraża zgody, pomimo to zakochani są razem. Zbyszko czuł się zobowiązany i wdzięczny Danusi za to, że uratowała mu życie (został skazany na śmierć, za napaść na mistrza zakonu krzyżackiego). Narzuciła mu na głowę chustę. Odpowiedź:To nie to samo, ale dzęki temu łatwo wszystko uzupełnisz :31.Spotkanie w tynieckiej gospodzie. 2.Napad Zbyszka na posła krzyżackiego. 3.Surowy wyrok k… Jak Czarna Śmierć wpłynęła na elżbietańską Anglię i Europę? Pod koniec XIV wieku Czarna Śmierć zabiła prawie 60% ludności Europy. Dżuma, która dotarła do Europy najpierw za pośrednictwem chorych kupców na genueńskich statkach handlowych, które dokowały na Sycylii, powodowała czyraki, gorączkę, biegunkę, dręczące niat puasa rabu pon kamis wage jumat kliwon. Anna Gronczewska Do tego dramatu doszło 90 lat temu w domu Witolda Łuczakowskiego, urzędnika łódzkiego starostwa powiatowego. Jego żona zastrzeliła ich dziecko, a potem sama próbowała się zabić. Tragedia rozegrała się w kamienicy przy ul. Sienkiewicza 62. Najpierw usłyszano strzały. Dochodziła godzina 21. Dopiero po kilkunastu minutach służąca Łuczakowskich wróciła do domu z pralni znajdują w podwórku. Niestety, nikt nie otwierał jej drzwi... Od razu pomyślała, że musiało stać się coś strasznego. - Przecież jeszcze godzinę temu rozmawiałam z Łuczakowską, zapewniała mnie, że nie wychodzi z domu! - tłumaczyła służąca Łuczakowskich. Szybko pod drzwiami pracownika starostwa pojawili się sąsiedzi, którzy wyważyli drzwi. Zobaczyli na podłodze plamy krwi, które prowadziły ich pokoju. To co tam ujrzeli przeszło ich najśmielsze oczekiwania. W kołysce, cała we krwi leżała córka Łuczakowskich, 9-miesięczna Danusia. Dziecko nie dawało oznak życia. Obok na łóżku leżała jej matka, 25-letnia Wiktoria Łuczakowska. Kobieta wiła się z bólu. W głowie miała ranę postrzałową... Była jednak przytomna. Zadzwoniono po pogotowie. Lekarz stwierdził śmierć Danusi na skutek rany postrzałowej głowy. Natomiast matkę dziecka w stanie ciężkim odwieziono do szpitala. Rozpoczęło się śledztwo w sprawie śmierci Danusi. Ustalono, że jej ojciec Witold Łuczakowski popołudniu wrócił z pracy do domu. Około godziny 18 opuścił mieszkanie. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że małżonkowie nie kłócili się. Przesłuchano najbliższych sąsiadów Łuczakowskich, Gruberów i Stammów. Ci stwierdzili, że z mieszkania Łuczakowskich nie dochodziły żadne podejrzane odgłosy. Także ich służąca mówiła, że gdy schodziła do pralni Wiktoria Łuczakowska była spokojna. Policjanci ustalili, że Witold Łuczakowski miał rewolwer. I właśnie jego użyła Wiktoria strzelając najpierw do Danusi, a potem do siebie. W mieszkaniu znaleziono też buteleczkę z kwasem solnym. Wiktoria po zabiciu dziecka rozebrała się, położyła do łóżka i napiła kwasu solnego. Następnie strzeliła do siebie w głowę. - Co doprowadziło do tej zbrodni? - zastanawiała się miejscowa prasa. Tragedia rozegrała się w kamienicy przy ulicy Sienkiewicza 62. Czytaj o zbrodni sprzed lat... Co doprowadziło do tych wydarzeń? Pozostało jeszcze 73% chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp. Zaloguj się Zaloguj się, by czytać artykuł w całości Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 2,46 zł dziennie. Teatr Narodowy staje się z wolna moim ulubionym. Idę tam jak do swojego domu, lubię ten zespół. Nawet przedstawienia budzące mój opór, są z punktu widzenia teatralnego rzemiosła dopracowane i spójne (dwie inscenizacje Piotra Cieplaka: „Suplement” i „Elementarz”). Z niektórymi mocno się za to identyfikuję. Choć rzadko bywają „teatrem mieszczańskim”, a w naładowanym stereotypami umyśle Witolda Mrozka z „Wyborczej” ja przecież chcę powrotu takiego teatru. To oczywiście bzdura, efekt dwubiegunowego myślenia. Niemniej „Śmierć Dantona” Georga Büchnera w tymże teatrze była dla mnie w teorii wyzwaniem. Oglądałem ją drugiego dnia po premierze, nieobciążony recenzyjnym szumem. I jestem pod wrażeniem. Pozytywnym. Dlaczego była wyzwaniem? Barbara Wysocka, aktorka lewicowego Teatru Powszechnego jest zapewne moją ideową i estetyczną oponentką (a raczej ja jej oponentem). Jej „Juliusz Cezar” Szekspira w Powszechnym wydał mi się zbyt naładowany sztuczkami, egotyczny, obciążony manierą. Tu mogło być podobnie. Ale choć sztuczki się pojawiły, całość „Śmierci Dantona” znakomicie się wybroniła w oczach takiego tradycjonalisty teatralnego jak ja. Zacznijmy jednak od tematyki. Postać Jacquesa Dantona, jednego z przywódców Wielkiej Rewolucji Francuskiej, próbującego zatrzymać tryby terroru jest nam doskonale znana. W roku 1976 Andrzej Wajda wystawił w Teatrze Powszechnym „Sprawę Dantona” sztukę lewicowej polskiej pisarki Stanisławy Przybyszewskiej (córki sławnego poety tworzącej w międzywojniu). Był to polityczny dyskurs, bardzo jednak efektowny, rozpisany na głosy, w którym autorka stawała zresztą po stronie rzecznika „dokończenia rewolucji” Maximilliena Robespierre’a, kto ry wysłał Dantona na szafot. W roku 1982 Wajda na motywach tej samej sztuki nakręcił we Francji film „Danton”. I tym razem stawał po stronie straconego Dantona przeciw jego mordercy – związane to było z narastającym konfliktem reżysera z komunizmem. Robespierre’a grał, tak jak w pierwszej teatralnej wersji Wojciech Pszoniak. Dantona – Gerard Depardieu (w teatrze Bronisław Pawlik). Francuska lewica film potępiła, prezydent Mitterand wyszedł z jego premiery. Wolnościowe, antytotalitarne przesłanie zgodne było za to z ówczesnymi polskimi sentymentami. Ale sprzeczne z pierwotnym przesłaniem Przybyszewskiej, która uważała Robespierre’a za straconą, bo przedwczesną, niemniej szlachetną szansę na przekształcenie rewolucji politycznej w eksperyment socjalny. Büchner swoją sztukę napisał w roku 1836, prawie 100 lat przed Przybyszewską. Tekst, choć chwilami przeładowany nadelokwencją, brzmi dziś zaskakująco nowocześnie. Przy pewnych manieryzmach , po części obrazujących klasycystyczną erudycję bohaterów, a po części romantyczne skojarzenia autora, mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali i słuchali ludzi z XX wieku. Niemiecki poeta był zwolennikiem rewolucji, a jednak solidaryzując się z przeciwnikiem terroru Dantonem, a w każdym razie pokazując go jako sympatyczniejszego niż Robespierre’a, dał wyraz swojemu przerażeniu pytaniem, w co rewolucja może się zmienić. To z jego wizją historii polemizowała Przybyszewska. W Polsce nie grano tego tekstu od lat. Wysocka zmagała się już z jego „Woyzekiem” i „Lenzem”. Co odnalazła w opowieści o straceniu Dantona? Jacek Wakar dworuje sobie, że to co powiedziano już dziesiątki razy: rewolucja zjada swój ogon. Częściowo to prawda – niedawno Wawrzyniec Kostrzewski zmierzył się w mocno przez siebie okrojonym „Maratem Sade’em” Petera Weissa, sztuką dużo nam bliższą , i niektóre spostrzeżenia brzmią podobnie. I tu i tam okrutna spirala śmierci jest okazją do refleksji nad konsekwencjami eksperymentu. Pojawiają się te same pytania i czasem nawet odpowiedzi. A zarazem jednak warto było sięgnąć po „Śmierć Dantona”, bo rewolucja francuska jest kopalnią spostrzeżeń: na temat miejsca jednostki w procesie dziejowym. Także jednostki, która do pewnego momentu jest liderem zdarzeń. przewodzi. Mamy do czynienia z mnóstwem obserwacji dotyczących wyborów poszczególnych postaci. I uwag dotyczących klimatu nieładu: społecznego, ale także myślowego. Symbolem tego nieładu staje się zderzenie rzeczników tyranii cnoty (Robespierre i jego towarzysze) z obrońcami epikurejskiej swobody i korzystania z życia (Danton i jego towarzysze). Niemiec oddaje dobrze stan chaosu. Szaleństwo społeczeństwa żyjącego pod gilotyną, odurzonego zapachem krwi. Ale też społeczeństwa, które nie przestaje sobie zadawać pytań podstawowych, także egzystencjalnych. Może nawet zadaje je bardziej, bo gorączkowo. Mamy aktualną do dziś refleksję polityczną: kto jest groźniejszy, fanatycy czy sprzedajni pragmatycy. Łatwo ją sprowadzić do doraźnych aluzji nawet i do polskiej rzeczywistości (sekta kontra mafia?). Ale nawet jeśli reżyserka pomyślała o nich, tekst broni się przed natrętną aktualizacją. I nasuwa skojarzenia odleglejsze od polskich, dotyczące różnych rodzajów totalitarnych utopii. Choć naturalnie pewne cząstkowe mechanizmy są wspólne dla różnych systemów i epok. A równocześnie chyba nawet bardziej zaintrygowały Wysocką rozmowy w cieniu gilotyny, owe manifesty ateizmu, rozterki i szamotaniny: po co żyjemy, jak i dlaczego umieramy. Nie trzeba wcale się utożsamiać z dekadenckim epikureizmem Dantona. Warto go wszakże posłuchać. I dostrzec w tej postaci ciekawego przewodnika po tamtych czasach, a może w ogóle po historii. Będąc niemal nihilistą, Danton powinien umrzeć podle. A umiera godnie, choć w aurze znużenia, wręcz odrętwienia, które odnotował jako jedyną rzecz godną uwagi znudzony krytyk Wakar. Mnie potok słów padających ze sceny czasem męczył, ale wiele zdań wydało się interesującymi. Także na temat relacji kobieta-mężczyzna czy roli sztuki w naszym życiu. Mówiłem o sztuczkach. Jest ich sporo: od obracanej po wielekroć piętrowej konstrukcji, na której grają aktorzy, po finałowe śmietnisko na scenie. Część scen jest inscenizowana zgodnie z logiką metaforycznego skrótu: Danton paraduje półnago podczas rozmowy z Robespierre’em, a ten w czasie szaleńczego wystąpienia przed Konwentem dostaje krwotoku albo go aranżuje. Niektóre efekty wydały się wątpliwe, zbyt tanie. Po co takie rekwizyty jak telefony czy maszyny do pisania? Nie tak osiąga się efekt uniwersalności – to maniera. Dlaczego sławnego prokuratora gra kobieta (Klara Ilgner)? Niczym się to nie tłumaczy. Niemniej większość owego scenicznego bezładu zgodna jest z klimatem chaosu świata bohaterów, także finałowa rupieciarnia, także imitowanie piłkami ludzkich głów. Nie dziwiło mnie, kiedy ludzie Robespierre’a na naszych oczach stopniowo zmieniali stroje z epoki na współczesne. To – mam nadzieję – nie oklepana aluzja do naszej rzeczywistości, a podkreślenie uniwersalizmu rewolucyjnej utopii. Najbardziej konserwatywnym widzom to rozedrganie będzie pewnie przeszkadzać. Ja widziałem w nim potwierdzenie natury tego dramatu – metafory wykraczającej poza własne czasy. Przejrzałem już po przedstawieniu tekst. Autorka poza drobnymi cięciami nie manipulowała nim, zmieniła nieznacznie finał, ale przecież nie jego sens. Miałem zasadnicze pretensje do Jana Klaty, że w głaskanej do dziś przez krytyków wrocławskiej inscenizacji „Sprawy Dantona” (2008) przykrył tekst formą, zdeformował myśl. „Wyborcza” była zachwycona, że aktualne. Dla mnie tanie, jeśli nie cokolwiek tandetne. Tu za to nie rażą współczesne wtręty, ani klimatyczna muzyka samej reżyserki, bo wiemy i słyszymy, o czym to jest. Także dzięki aktorom . Młoda Wysocka postawiła na młodszą lub mniej eksponowaną część zespołu. I to się sprawdziło. Oskar Hamerski jako Danton spełnia rolę przewodnika po krainie szaleństwa. Jest biologiczny, a jednak niedosłowny, niedosłowny, ale w finale budzący sympatię, bo tak bardzo człowieczy, także w swojej bucie i zblazowaniu. Przemysław Stippa jako Robespierre jest całkiem inny niż Pszoniak. Przypomina go na początku, skupiony, ascetyczny, nie odkrywający kart. Ale potem zmienia się w połamanego psychopatę. Może to zbyt prozaiczne odczytanie tej postaci? Ale czy nie prawdziwe? I czy nie mające pokrycia w tekście, w tych szaleńczych tyradach? W finale jako groźna milcząca postać wisząca nad wszystkim na ostatnim piętrze, Stippa-Robespierre dawał się zapamiętać na długo. I mnóstwo ról mniejszych. Kacper Matula też daje się zapamiętać w obłędnym zupełnie monologu Barere’a, jednego z członków Komitetu Ocalenia Publicznego, czyli narzędzia terroru. W konfrontacji z Pawłem Paprockim – Collotem. Nie wiem, dlaczego Karol Dziuba gra jako jedyny dwie postaci, obie związane z Dantonem, ale jest bardzo przekonujący. Swój mocny monolog ma też bardzo biurokratyczny Saint Just Pawła Tołwińskiego. Mateusz Rusin (wschodząca gwiazda Narodowego, Lacroix) i Mateusz Kmiecik (Kamil Desmoulins) świetnie partnerują Dantonowi oscylując między surrealistyczną groteską, a grą emocjami, serio. Tacy są tu zresztą wszyscy. Buchner zwracał baczną uwagę na kobiety. Wiktoria Gorodeckaja jest interesująca w swojej ewolucji żony Danton a: od frywolnej, nieco szalonej dziewczyny Dantona do melancholijnej samobójczyni. Swoje pięć minut ma też młodziutka gwiazda filmu „Wołyń” Michalina Łabacz jako żona Kamila Desmoulinsa Lucille. Jej końcowy krzyk zapamiętamy wychodząc z teatru. Początek wydał mi się zimny, trochę odległy od naszych spraw. Kiedy się kończyło, doceniłem siłę teatru opowiadającego o człowieku bez fotograficznego realizmu, a przecież sugestywnie. Ten finał dał się zapamiętać jako przeraźliwie smutny. Potwierdzali to ludzie, z którymi „Śmierć Dantona” oglądałem. Wyszliśmy z teatru zdołowani. Zapewne niedługo znów będę z Barbara Wysocką po dwóch stronach teatralnej barykady. Na razie jej gratuluję. A jeszcze bardziej sile teatralnej maszynerii umiejącej opowiadać o wszystkim . I Janowi Englertowi – żywego teatru. Każdy od czasu do czasu zastanawia się nad tym, jak będzie wyglądała chwila, w której przyjdzie mu się żegnać ze światem – kiedy to będzie; czy będzie bolało i chyba to najważniejsze – czy jest tam coś po drugiej stronie? Mimo dociekań badaczy, filozofów czy teologów na wiele z tych pytań nie da się odpowiedzieć w sposób jednoznaczny. Śmierć jest bowiem przeżyciem osobistym i indywidualnym. Nikt z nas, na żadnym etapie życia, nie jest przygotowany na stratę kogoś ważnego, kochanego, mimo iż śmierć jest fragmentem życia i akceptacja jej nieuchronności jest konieczna. Gdy jednak przychodzi i zabiera młodego człowieka, mamę, tatę, żonę, męża, dziecko… my zostajemy z wielkim pytaniem- jak dalej żyć? Audycja poświęcona pamięci tym, którzy byli jej uczestnikami. I Mojej Mamie….. (Visited 770 times, 1 visits today)

jak nazwana została śmierć danusi